program |  organizator |  patronat |  sponsorzy |  galeria |  napisali o forum |  goście specjalni |  kontakt |           english  

    www.gdynia.pl  
  
GOŚĆ SPECJALNY VII FORUM GOSPODARCZEGO - HERNANDO DE SOTO


Wykład profesora Hernando de Soto wygłoszony podczas VII Międzynarodowego Forum Gospodarczego Gdynia 2007

Tekst ukazał się w Wall Street Journal Polska - Dziennik Finansowy 25 maja 2007

Chciałbym opowiedzieć o pewnych symptomach widocznych za granicą. Szczególnie widoczne są one dla nas, ludzi związanych z globalizacją przedsiębiorczości i próbujących pomóc krajom rozwijającym się. Widzimy wiele wyzwań związanych z globalizacją i uważamy, że najważniejszą sprawą jest je poznać, nazwać i zmierzyć się z nimi. One zawsze istniały. My wiemy, że dla ludzi przedsiębiorczych, prowadzących swój biznes i chcących się rozwijać globalizacja jest procesem pozytywnym, bo jednoczy ludzi. Dlaczego więc, jeśli globalizacja jest procesem pozytywnym, ma tylu przeciwników, którzy poszukują sposobu wyizolowania się? I na dodatek ten opór na całym świecie rośnie. Przyjrzyjmy się tym powodom.

Proces globalizacji został wielokrotnie zakłócony

Jesteśmy siódmym pokoleniem od czasu rewolucji przemysłowej. Rewolucja zaczęła się w Europie i była to najlepsza rzecz, jaka do tej pory spotkała świat. Była początkiem globalizacji. Ta rewolucja trwa, i na dodatek, jeśli chodzi o technikę, rozwija się dosyć dobrze. Z drugiej jednak strony - nie wiemy, dokąd zmierzamy. Może czujemy, że podążamy w kierunku zwiększenia produktywności, dłużej żyjemy i że generalnie żyje nam się nieźle. Ale sam proces globalizacji od momentu jego początku został kilkakrotnie w kilku miejscach zakłócony, najpierw w 1914 r., następnie w 1929 r. i potem w roku 1940. Potem nastała era komunizmu, największego wroga globalizacji, który dopiero w 1989 roku się załamał. Nie padł ani jeden strzał, a ludzie po prostu przestali w niego wierzyć. W roku 1989 upadł mur berliński, komunizm się skończył. Ale idźmy dalej. Stawmy czoło kolejnym wyzwaniom. Pesymistyczne statystyki - liczby, wyniki mówiące o tym, że z globalizacją są same kłopoty. Słyszymy o tym z różnych stron, wydawałoby się, że skala jest tak ogromna, że nie da się ich wyliczyć. A ja właśnie chciałbym czegoś takiego teraz dokonać. Pierwszy negatywny symptom, jaki można zaobserwować, to problemy z migracją. Na przykład między Ameryką Północną a Ameryką Łacińską. Taki sam opór przed inkorporowaniem nacji azjatyckiej widać w Unii Europejskiej. Problemami są taryfy celne i przedsiębiorstwa, które wymykają się spod kontroli i według przeciwników globalizacji szkodzą środowisku. Zahamowanie globalizacji ma, ich zdaniem, zmniejszyć ekspansję. Tak więc jesteśmy w punkcie, w którym następuje pewna utrata dynamiki rozwoju, ale nie tylko. Weźmy jakąś gazetę. Informacja o Davos - forum ekonomicznym. I tekst o tym, że zwolennicy globalizacji muszą się dobrze przygotowywać do wystąpień mieć dobre argumenty, bo przyjechali ich przeciwnicy z transparentami. A obok informacja o kolejnej wojnie. I patrzymy na wojnę jakby to było coś odmiennego od globalizacji. A ja uważam, że tak nie jest, ponieważ na całym świecie

wrogość to reakcja osób, które nie zostały włączone do systemu dającego możliwość swobodnego funkcjonowania.

Mniej więcej 40 lat temu bogate społeczności, które stanowią 10 proc. społeczności świata, były 30 razy bogatsze niż pozostałe 90 proc. społeczności biednej. Obecnie ta różnica wynosi 80 do 1, więc się powiększa. 30 lat temu najubożsi musieli przeżyć za 1 dolara, teraz za 1 dolara i 7 centów. Teoretycznie sytuacja się poprawia, ale zawsze przyglądamy się naszemu dobrobytowi z punktu widzenia porównania. 1 dolar - 1 dolar 7 centów, a wszyscy dookoła mnie bogacą się przecież znacznie szybciej. Komunikacja globalna, przepływ informacji sprawiają, że dziś wiemy dużo więcej niż 30 lat temu. Obywatele krajów Bliskiego Wschodu czy niektórych postsowieckich, podświadomie czują, że nawet jeśli mają majątek i są przedsiębiorczy, nie będą w stanie dogonić świata zachodniego, że zawsze będą drugorzędnymi obywatelami żyjącymi w drugorzędnej republice. Mając tego świadomość, zrozumiemy, o czym myślał Marks, mówiąc o alienacji i nieprzynależności. Dla nas jest to ważne o tyle, że powinniśmy umieć stanąć twarzą w twarz przed swoim dzieckiem i umieć mu wyjaśnić, dlaczego innym się powodzi lepiej niż nam. Kulturalne wyjaśnienie tego zjawiska, wymaga powrotu do historii. Na początku dominowała kultura anglosaska, do niej zaczęły się wdzierać elementy niemieckie, francuskie, amerykańskie. Rozpoczął się proces globalizacji, którego poszczególne elementy ze sobą kolidowały. Hugo Chavez, wenezuelski socjalista, potwierdza ten problem globalizacji. Mówi: pochodzimy z innej tradycji. Nasza tradycja to Hiszpania, konkwistadorzy czy też tradycja lokalnych Indian. Oczywiście jest to dla niego świetna okazja, by jako lider powiedzieć swojemu narodowi, że to, że powodzi im się tak źle, jest właśnie winą tych czy tamtych z Ameryki Północnej, ponieważ oni mają inne cele niż my. Na całym świecie są ludzie, którzy mówią: my albo wy, jesteśmy różni, mamy inne oczekiwania kulturowe. Nie doceniamy siły, jaką są społeczności niezadowolone z dyktatu Zachodu i tego, co on oferuje. Weźmy przykład Chin. Wszyscy wiemy, w jakim tempie rozwijaj się przedsiębiorczość Chińczyków. Ale tylko na wybrzeżu wschodnim. W pobliżu Hongkongu, Pekinu, Szanghaju mieszka ok. 250 mln osób, czyli z grubsza populacja Ameryki Łacińskiej, ale w skali Chin to zaledwie ok. 10 proc. wszystkich mieszkańców Kraju Środka. To są ci, którzy mają narzędzie potrzebne do rozwoju, do tego, żeby korzystać z udogodnień, jaki daje globalizacja: prawo własności. Zachwycamy się ich efektywnością. Uważamy, że nigdy im nie dorównamy. Ale musimy pamiętać, że pozostały miliard Chińczyków znajdujący się poza tym systemem, jest bardzo nieszczęśliwy. Sam rząd chiński przyznał, że w czasie zeszłego roku było 85 000 odrębnych przypadków zamieszek w Chinach, w czasie których ludzie wyszli na ulice. I to nie tak jak w Davos, gdzie przyjechało 40 osób, i krzyczało, że nie chcą McDonalda, ale setki, tysiące osób, które występują na placach. Oni już zdają sprawę z tego, że aby poprawić swój los, muszą mieć do tego odpowiednie narzędzie. Przywileje, które mają ci ze wschodu, im nie zostały dane i dlatego zostają w tyle, nie przystają do reszty. Gdy dodamy wszystkie niezadowolone ze swego losu grupy społeczne, to można przewidzieć, że za rok czy dwa powstanie druga siła globalizacyjna. Pierwsza siła globalizacyjna jest reprezentowana przez nas tutaj - wierzymy w UE i we wszystko, co łączy ludzi. Ale nie możemy zapominać, że na świecie są też biedni Chińczycy, Azjaci, Latynosi - oni będą rosnąć w siłę w opozycji do rynków zachodnich. Z czasem staną się znaczącą potęgą. Musimy pamiętać o nich, a także powinniśmy brać z nich przykład, bo jest to również siła, która zaprzecza wszystkim pojęciom zderzeń cywilizacyjnych. Proszę zauważyć jak często pojawia się problem porozumienia Europejczyków z muzułmanami, ale taki Hugo Chavez go nie ma. Alianse, które łączą poszczególne grupy społeczne w walce przeciwko systemowi globalizacji zachodniej, działają świetnie - nie ma żadnego zderzenia cywilizacji. Przeciwnicy globalizacji pokazują, że wszystkie cywilizacje mogą się połączyć, pod warunkiem że wierzą w jedną rzecz i są jednomyślni. Wróćmy do rewolucji przemysłowej. Prócz oczywistych pozytywnych aspektów, jak rozwój techniki czy świadomości obywatelskiej, spowodowała ona także bezrobocie, zreorganizowała społeczeństwa, a także przyniosła niepokój, który opanował całą Europę. Dopiero drugie pokolenie doprowadziło do tego, że dostęp do przedsiębiorczości jest możliwy dla wszystkich. Do lat 50. w Nowym Jorku, jeżeli ktoś chciał założyć firmę, musiał się zwrócić do Kongresu o zezwolenie. W Wielkiej Brytanii powszechny dostęp do biznesu otrzymali obywatele w roku 1957, we Francji podobnie. Jak widać z tych przykładów, rozwój prywatnego biznesu jest stosunkowo młody - ma jakieś 130, może 137 lat. Przez ten czas

Europa stworzyła bardzo silny związek przedsiębiorczości z prawem.

Wszystko, co robimy, staje się aktem udokumentowanym. Jest to zapisane, zarejestrowane, zapisane na papierze. Czasami można oczywiście podważyć taki dokument, ale generalnie ten publiczny zapis pamięci pozwala na określenie tożsamości i mobilizuje do rozwoju. Ten proces można prześledzić na przykładzie Japonii w czasie drugiej wojny światowej. Przed rozpoczęciem wojny Amerykanie starali się przewidzieć, jakie będą wyniki wojny. I nieźle im się to udało. Przewidzieli, że wygrają tę wojnę, natomiast pojawiło się pytanie, w jaki sposób doprowadzić do tego, żeby Japonia nie była tak agresywnym krajem. Amerykanie wiedzieli, że Japończycy mogą posiadać doskonałą armię, wyśmienite okręty, ale tak naprawdę to jest to bardzo biedny kraj. Wówczas zarówno Brazylia, jak i Peru były krajami trzy razy bogatszymi niż Japonia. I tak zostało do roku 1945, ale kiedy Amerykanie przejęli Japonię, postanowili pomóc Japończykom, bo zachwyciła ich przedsiębiorczość tych ludzi. Doprowadzili do tego, że firmę mógł tam założyć każdy, nie trzeba było należeć, tak jak dotychczas, do rodziny samurajów. Potrzeba było sześć lat, żeby całe społeczeństwo się otworzyło. W tej chwili Japonia jest 30, 40 razy bogatsza niż mój kraj. Europa nie ma wyłączności na rozwój, można prowadzić biznes na całym świecie. Ale żeby naprawdę coś osiągnąć w skali globalnej, trzeba się otworzyć, chcieć się łączyć, trzeba chcieć globalizacji. Wtedy, w czasie wojny, było jasne, że Zachód rozumiał, co jest potrzebne światu. I wiadomo było, że nie trzeba bombardować ludzi, ale dać im jakieś narzędzia, po to, żeby pojawił się duch przedsiębiorczości, po to, żeby stworzyć pokojowy naród, żeby mogli sami zadbać o siebie. Nie znam niczego bardziej produktywnego niż przedsiębiorczość.

 

 | program | organizator | patronat | galeria | napisali o forum | goście specjalni | kontakt |   3net.pl